wtorek, 13 listopada 2012

almost 5 months behind me


W końcu się za to zabrałem. Chcę podsumować wam moje prawie 5 miesięcy życia u rodziny goszczącej w Stanach Zjednoczonych. Nie pisałem od czasu wylotu i osobiście źle się z tym czuje. Żałuję, że nie byłem systematyczny w tym o czym zawsze marzyłem - czyli relacjonowaniu Wam - przyszłym au pair, tego, czego ode mnie oczekujecie. Jednakże zebrałem się, jak to się mawia, do kupy i postanowiłem opisać wam krok po kroku to czego doświadczyłem, co przeżywałem, co było dobre, a co złe, co polecam a czego odradzam. Jestem optymistą, kocham życie, kocham poznawać nowych ludzi i nowe kultury. Chcę abyście spojrzeli na moje odczucia i moją opinię o żuciu au pair z pewnym dystansem i nie brali wszystkiego dosłownie. Chcę przekazać tylko prawdę i może dać do zastanowienia, takiego głębszego nad wylotem.
Host family, u której aktualnie przebywam jest moją pierwszą rodziną, która pojawiła się na moim room. Decyzja była szybka. Szymon, jesteś chłopakiem i nie licz, że spadnie ci na głowę kilka rodzin, że będziesz miał wybór czy wybrać dom z basenem czy pracę z wolnym piątkiem. Chyba pisałem, że na rodzinę tę składają się trzy osoby: single mum, starszy chłopiec w wieku lat dziewięciu i młodszy - lat cztery. Ich inicjały to kolejno: I, A, N. Jakoś jednak będę się trzymał inicjałów. Będzie to wygodniejsze dla was i bezpieczniejsze dla mnie.

LOT

Leciałem z Gdańska do Berlina, gdzie miałem przesiadkę, a stamtąd prosto do Nowego Jorku. Godzinną podróż na trasie do Niemiec odbyłem małym samolotem AirBerlin, który mieścił może niecałe 50 pasażerów. Na pokładzie zagwarantowane napoje i jakieś lekkie przekąski. W Berlinie zmieniliśmy samolot na kilka razy większy, a tam już konkretniejsze posiłki, czyli jakiś obiad, lunch itd. Leciałem razem z inną au pair - Natalią Sz., z którą rozstaliśmy się po szkoleniu. Samolot, wbrew pozorom, był bardzo ciasny w środku, nie mogłem w ogóle spać, kompletnie. Podróż była okropna. Wiecie jak jest w tych dużych samolotach, rzędy przy oknach po dwa siedzenia i rząd środkowy z czterema siedzeniami. Z lewej siedziała Ania, a z prawej? Nie jestem rasistą, toleruje inne religie, ale Żyda, który właśnie tam siedział, nie tolerowałem kompletnie. Wręcz znienawidziłem go, po tym jak się zachowywał. Rozumiem ludzkie problemy, problemy z jedzeniem, snem, egzystencją. Ale to był typowy brak kultury. Spał gdy startowaliśmy, spał również gdy lądowaliśmy, spał gdy rozdawane było jedzenie, spał nawet gdy czytał książkę. Mieliście kiedyś sytuacje, że siedzicie w pociągu, autobusie no i komuś się przysnęło? Co się dzieje z bezwładną głową śpiącego? Ląduje na ramieniu pasażera obok. Tak właśnie to był główny problem, dlaczego Pan Żyd obok mi przeszkadzał. Nie ma nic gorszego niż głowa obcego (akurat w tym przypadku również śmierdzącego) pasażera na twoim ramieniu, twoim własnym. Czułem się okropnie, miałem ochotę wyjść, reklamować, whatever. Mało tego. Jak wiecie Żydzi jedzą specyficzne jedzenie. Oczywistym jest, że nikt im tego na pokładzie samolotu nie przygotuje. Jedzenie dostawali w zafoliowanych wielkich pudełkach, w których znajdowało się dużo jedzenia, zapakowanego w dodatkowe szeleszczące papierki. Różnego typu orzechy, jakieś suszone owoce. Nie mam pojęcia. Gdy już się obudził, gdy już wszyscy zjedli, obsługa samolotu wręczała Panu jego przydział. Jadł gorzej niż niemowlę. Każdy orzeszek, każdy kęs, brany jego dłońmi lądował w jego ustach razem z palcami. O mało się nie udusił swoją własną dłonią. A gdy pokarm wylądował na jego języku, zaczynało się rozdrabnianie pokarmu. Głośnie, obrzydliwe i denerwujące. Powszechnie czynność ta zwana jest mlaskaniem. Dziwi mnie, że ludzie przebywając z innymi ssakami nie mają za grosz wstydu zachowywać się jak opisałem to wyżej. Nie wspomnę o tym, że zamiast pić wodę, mielił kostki lodu w swojej buzi. Nie pytajcie mnie dlaczego. To tak w skrócie o Panu Żydzie.  Teraz mogę się z tego śmiać, a wy możecie mi współczuć, ale tak to jest gdy bilet rezerwuje ci agencja bez wcześniejszego wykupu miejsc. Miejsca te zostały nam przydzielone na lotnisku w Berlinie.

Wylądowaliśmy.

Lądowanie nie było wcale takie straszne. Żadne ucho mnie nie zabolało, w środku też w porządku. Zdziwiło mnie tylko to, że nie było oklasków na tak długodystansowym locie. Stwierdziliśmy z Natalią, że chyba tylko Polacy klaszczę... W większości pasażerami byli Amerykanie lub Niemcy, więc może dlatego klasakania nie było. A w sumie chciałem, to jednak coś takiego co sie kojarzy z lotem i lądowaniem. Ale to może tylko dlatego, że jestem Polakiem?

" The State Shuttle representative will be waiting for you at the arrival area near baggage claim wearing an AuPairCare t-shirt and holding an AuPairCare sign". Cytat z informacji, jakie zawarte są na profilu każdej au pair. Jak było naprawdę? Na lotnisku nie czekał na nas nikt. Żaden driver z koszulką APC i żadną kartką informującą nas, że to właśnie on zawiezie nas do hotelu. Czekaliśmy ponad godzinę, aż Pan się pojawi. Pojawił. Czerwony, niski, bez koszulki, bez znaku, w starej furgonetce. Przerażenie w naszych oczach rosło, gdy okazało się, że Pan jest bardzo zdenerwowany, zalatany, busy i w ogóle tylko klękać i współczuć braku chwili na odebranie au pairs. Byliśmy strasznie zmęczeni, po drodze do hotelu wszystkie dziewczyny zasnęły. Tylko nie ja. Ja mam tak, że lubię kontrolować kierowcę, szczególnie takiego który robi wszystko z nerwami na szybko. Dotarliśmy cali do hotelu.

AKADEMIA

Na wejściu przywitała nas cała Pani koordynator całej tej akademii. Kobieta ładna, zadbana, bardzo dobrze wyglądała. Tylko coś też chyba humorek nie dopisywał, bo wcale miło się z nią nie rozmawiało. Witając ludzi z różnych kultur, krajów, powinna trochę zmienić nastawienie do ludzi.
Każdy dostał przydział do pokoju. Ja akurat, ze względu na to, że jestem facetem dostałem swój własny  pokój. Koordynator dodała: "Jutro doleci inny chłopak do Ciebie". Ok - fajnie, nie będę sam wśród 100 dziewczyn. Przyleciał na następny dzień - skejt z Francji. Jego zachowanie mogę ocenić na poniżej zera i takim dla mnie był i pozostał. Przyleciał, gdy mnie akurat nie było w pokoju. Więc sobie po prostu nadzwyczajnie do niego wszedł. Zrobił burdel ze wszystkiego co spotkał na drodze. Pan Idiota poczuł się zdecydowanie jak u siebie. Kiedy ja, dotknięty wciąż przez get-lagged, zmęczony zasypiam, chłopczyk stwierdził, że nie będzie marnował okazji, gdy tyle dziewczyn w hotelu i on nie będzie siedział w pokoju. Niestety towarzystwo dziewczyn nie przyleciało tu, żeby siedzieć z jakimś burakiem z Francji, więc nic biedny nie złowił. Wpadł do pokoju ze swoją koleżanką z Francji, która stwierdziła, że będzie spała ze mną. Chyba sobie coś wypili bo nie widzę innego wytłumaczenia takiego zachowania. Oczywiście, dziewczynce odmówiłem. Nie ma nic piękniejszego niż zobaczyć zdziwienie na jej twarzy, gdy usłyszała "go away". Ona, taka piękna, francuska usłyszała coś takiego? No niemożliwe. A jednak. Kompletnie nie mogę zrozumieć, dlaczego rodziny decydują się na branie takich debili. Ugh. Oczywiście w przedostatni dzień, czy ostatni przepraszała mnie za swoje zachowanie i pokazała swoją milszą stronę. Pogadaliśmy trochę, ale przepraszam, przegrała. Nie umiem znaleźć miejsca na takie osoby.
Co do akademii. Jak każdy mówi - wielka nuda. Dużo gadania, wody i cukierków. Mało roboty. Byłem szczęśliwy, że mam to za sobą. Szczerze, nie nauczyłem się nic o opiece nad dzieciakami. Przekazywali wiedzę, którą uważam, każda opiekunka/opiekun powinien mięć w główce. Podstawy, podstawy i jeszcze raz podstawy.

HOST FAMILY

W czwartek, 28 czerwca odebrała mnie z hotelu moja host mum. Przeżycie straszne, siedzieć na sali z walizką i myślisz o tym, że zaraz odbierze cie kobieta, z którą spędzisz przyszły rok, której nigdy nie widziałeś na oczy tak naprawdę. No bo co to Skype? Nic. Przywitała mnie hug'iem i szerokim uśmiechem. Sympatyczna, rozmawialiśmy całą drogę (mieszkamy jakieś 20 minut drogi highway od hotelu). W domu czekał na mnie N (młodszy), przywitał mnie super uściskiem i kochanym uśmiechem, naprawdę było to bardzo miłe. Później przyjechał starszy A, z którym było już trochę gorzej... Pokazał jaki to on jest dorosły i dojrzały, przywitał mnie normalnym "Hi". Myślę, że swoją postawę kontynuuje do dziś.

Mój schedule na dzień dzisiejszy:
6:30am - 8:30am - opróżnienie zmywarki, przygotowanie śniadania dla dzieci, zrobienie kawy, ubranie dzieciaków, przypilnowanie gdy myją zęby, ogarnąć włosy po śnie, odwieźć do szkół (A: 8:06, N: 8:30)
8:30am - 2:30pm - przerwa długa dla mnie, w tym czasie śpię, jadę na shopping, co drugi dzień wstawiam pranie chłopaków
2:30pm - 8:00pm - odbieram chłopaków (A: 2:46, N: 3:15), wracamy do domu, robie obiad, oni TV, hostka wraca o 5pm, jemy obiad, ładuje zmywarkę, ona robi z nim homework, a ja siedzę z młodym. Trzy dni w tygodniu A ma dodatkowe zajęcia po szkole (yoga, art club, basketball)
8:00pm - bedtime dla chłopaków, kończę pracę

Czyli pracuję 7,5h dziennie. Oprócz śród i co drugiego piątku, ponieważ w środy ojciec zabiera ich na noc i kończę pracę o 5pm, w co drugi piątek to samo, zabiera ich na cały weekend. To uważam dla siebie za duży plus, przydaje się odpocząć od nich czasami. A nawet zawsze. Nie mam zastrzeżeń do mojego schedule, jakoś lubię go w sumie.

A teraz chciałbym odnieść się do tego, dlaczego napisał na wstępie o swoim optymizmie  Cały ten wyjazd ma też swoje minusy, ma ich sporo, a prawie wszystkie dotyczą twojej rodziny. Zapewne nie każdej, ale większości. Po pierwsze nasze tygodniowe wynagrodzenie. Jest to $195,75. I naprawdę trzeba się cieszyć, gdy dostajesz $200. Ja akurat tyle dostaje, ale znam dziewczyny, które dostają na czekach równą wymaganą kwotę. Chciałbym was doinformować, że nianie zarabiają w USA około $10/h. Z czego wynika, że przy naszych godzinach pracy dostają około $400/week. Dwa razy więcej. Spokojnie można sobie przejrzeć oferty pracy. Rodziny gwarantują zakwaterowanie i płacą np. $350 za tydzień. Sporo, chociaż jak na zarobki w USA to i tak mało.

Host families uwielbiają przekraczać czas i zakres obowiązków au pair. Oczywiście nie pisze tego tylko na swoim przykładzie  Znam wiele dziewczyn  które mają podobny problem. Wiele dziewczyn, lub ja, mogłoby zrobić rematch, ale to jest za duża obawa, że już w ogóle się nie znajdzie rodziny i trafi się z powrotem do Polski (na swój własny koszt).

Twój pobyt zależy tylko i wyłącznie od twojej rodziny i po części od Ciebie. Jak przylatujesz, zostaje ci oznajmione:  To twoja np. host mum jest twoim szefem tutaj, o wszystko pytasz itd. Racja, ale nie popadajmy w skrajność. To program polegający na byciu członkiem rodziny po części też. Pamiętajmy o tym. 
Moje zdanie jest takie, że niestety, ale jesteśmy traktowaniu w wielu przepadkach jako ta tańsza siła robocza. Dla nich to nie jest kompletnie problem, że ktoś jest u nich w domu. Oni są strasznie leniwi. Moja hostka nie robi chyba nic, poza tym, że je sama i kąpie się sama. Ja gotuję, sprzątaczki sprzątają i piorą dla niej. Wychodzi do pracy, wraca, wszystko gotowe. Miałem bardzo dużo problemów z moją host family. Jest dobrze, dogadujemy się, spędzamy fajnie czas. Ale host mum zdecydowanie próbuje czasami przekroczyć moje obowiązki, czego ja nie toleruje. Tolerowałem na początku. Umowa jest umową. Nie chcę przywoływać więcej sytuacji, bo niektóre mogą być zbyt obrzydliwe żeby opublikować je tutaj.

Moje podsumowanie jest takie, że mogło być gorzej, naprawdę mogło. Z tego co słyszę  niektóre au pair nawet mają kamery w domu, a host dad ogląda je na swoim iPhonie. Potrafi nawet zadzwonić z pytaniem czemu ty robisz to i tamto. Porażka. Cieszę się, że jestem w USA i mogę szkolić swój język. Zajmowanie się dziećmi jest może główną czynnością, ale stało się to już rutyną, dla dzieciaków jestem po prostu osobą, która je ubiera, karmi, zawozi do szkoły. Nie ma żadnego powiązania emocjonalnego. Próbowałem. Ale może dlatego, że jestem siódmą (siódmym) au pair...

Pozdrawiam. Szymek.

czwartek, 14 czerwca 2012

Everything

O BOŻE. Baaardzo długo nie pisałem, ale to tylko i wyłącznie z powodu spraw, które obciążają mój czas i moją głowę. Kontakt z rodziną jak najbardziej w normie, cały czas piszę maile z host mum. Napisała mi nawet, ze wspólnie z chłopcami przygotowują mój pokój do mojego przyjazdu (zaznaczę również, że mam całe piętro dla siebie :) : sypialnia, łazienka, garderoba).
The boys are very excited for your arrival and want to help decorate your room - fair warning!
Zdanie, które wywołało ciepło w moim sercu i uśmiech na twarzy!. Czyż to nie wspaniałe? Jedzie się do ludzi, którzy już od samego początku obdarowują cię pozytywnym nastawieniem. Ludzie, których tak naprawde nie znam, wiem o nich prawie wszystko, chociaż nie widziałem ich na oczy. Plusem po moim przylocie jest to, że host mum odbierze mnie z Hilotnu (nie muszę przemieszczać się autobusami/samolotami), kolejny plus to to, że będzie ze mną przez kilka dni current au pair, więc przyswoję sobię co i jak w stosunku do dzieci, jak do nich mówić, co podawać do jedzenia no i jak to podawać, co z nimi robić i w ogóle co jest dla nich dobre a co uważają za złe. Uważam, że jednak stosunek z dziećmi wymaga czasami poświęcenia, ale tylko i wyłacznie dla własnych korzyści.

Byłem po WIZĘ w Warszawie. Aby tradycji stało się zadość, muszę o tym wyjeździe co nieco opowiedzieć. Wyjechałem o 4 nad ranem. Do warszawy mam około 4 godziny drogi, 2,5h wziąłem na zapas, wiadomo: euro, roboty drogowe. Wizytę miałem na 10:30, jeszcze szybki wpad do biura pod DS-2019 i  szybko do ambasady. Jej wnętrze to idealny przykład biura amerykańskiego. Ludzie na "bramce" to typowi amerykanie mówiący dobrym polskim : D Sprawdzenie moich dokumentów, pójście po numerek, czekanie na swoją kolej (jak w kinie, ludzie siedzą, głowy zwrócone w strone okienek z konsulami, a na telewiozorach najbardziej denerwujący koncert jaki słyszałem). Moja kolej, trafiam do Pana, który od razu mówi do mnie po angielsku. Kilka pytań. Czy mam kogoś w USA, czy byłem keidyś w USA, opowiedzieć o rodzinie, dzieciach i jakie plany po powrocie. Więc wszystko proste, trzeba do tego na luzie podejść. Wiza doszła po kilku dniach.


W międzyczasie zamówiłem walizkę David Jones przez Allegro. Tania, duża, z dobrego materiału. Polecam: (oczywiście chodzi o tę największą)



Dzisiaj sprawiłem sobie również laptopa specjalnie do Amryki. Początkowo myślałem sobie "kupię tam", ale zreezygnowałem z tego powodu, że jak kupie tam to będę miał amerykańskie oprogramowanie, a to mi bardzo zaszkodzi na studiach za ROK : D


Boże. Sam nie mogę w to uwierzyć, ze to już za 11 dni. Do mnie to jeszcze nie dociera. Muszę jeszcze dokończyć ten cały projekt o Polsce i o mnie. Baardzo mnie do tego nie ciągnie myśląc o tym, że do niczego to nie zostanie wykorzystane, tak jak piszą dziewczyny ; D
Wielkim plusem lotu mojego jest to, że nie lece sam. Leci ze mną Natalia, która jeszcze nie odpisała mi na mejla. Więc nie będę sam na lotnisku, w samolocie i na szkoleniu ; )))) Oto nasza trasa:


No i nauka na prawko stanowe NJ.... POGROM, ale ale DAM RADĘ : )))))

I jeszcze jeden wielki plus! Dwa tygodnie przylatuje Ana, będzie mieszkać w okolicy, więc raczej nie będzie nudno. Zawsze razem z człowiekiem z Polski raźniej!

Przede mną jeszcze cykl imprez i spotkań pożegnalnych ze znajomymi i rodziną. To chyba będzie trochę trudne.....

GREETINGS !! Do usłyszenia au pairs! ; ))

SzymekTymek

poniedziałek, 21 maja 2012

Perfect host family!

Witajcie. Zmobilizowałem się, znalazłem czas i dodaję posta!. Zdecydowałem się na rodzinkę, o któej pisałem w poprzednim poście, zdecydowanie dostrzegłem same plusy i żadnych minusów. Chłopcy są wspaniali, szczeólnie młodszy N., bardzo dobrze mi się z nimi rozmawiało, pokazywali swoje zabawki oraz gry na Ipad'a. Dostaję telefon i samochód do poruszania się po New Jersey. Jeżeli będę chciał podróżowac sam, załóżmy po NYC, to musze wybrać kolej lub autobus. Ale to w sumie dobrze, ponieważ jazda po NYC na pewno nie jest fajna : D
Wielkim plusem jest wolny co drugi weekend, ponieważ chłopcy jadę do host dad, więc ja mogę sobie odpoczać. Mój schedule jest prosty. Wstaje, śniadanko dla dzieci (rodzina która zajada tylko healthy food, je na śniadanie owoce hihihi), odwożę najpierw A. do pobliskiej szkoły, a następnie N. trochę dalej, do preschool. Wracam, mam troche czasu dla siebie, w międzyczasie jakieś porządki, boys' laundry, dinner, odbiór chłopców, jakieś dodatkowe zajęcia a dalej to po prostu czas spędzony w domu z dziećmi.

Dzisiaj odebrałem niespodziewany telefon z USA, była to pani z AuPairCare, która chciała mi rezerwować bilet na 25.06. Wielkie zdziwienie, ponieważ host mum chciała, żebym tego dnia był już u nich (a może chodziło jej, żebym po prostu trym lotem przyleciał??). Nie wiem, bądź co bądź, muszę to wyjaśnić z agencją jutro rano (i tu też problem, ponieważ Pani A.C. z Prowork - najbardziej miła i pomocna osobą w świecie, akurat jest nieobecna w biurze do 24.05 : <<). Chociaż wydawało mi się, że to agencja lokalna to załatwi....

Z chęcią dowiedziałbym sie od current au pair, ile trwało załatwianie wizy, od momentu kiedy zadzwoniłyście, do odebrania jej od kuriera? : > Z góry dzięki :D

Jak coś mi się przypomni to zapewnie dodam kolejnego posta :)
POZDRAWIAM!

wtorek, 15 maja 2012

First match!

Witajcie : >

Nadszedł ten moment, kiedy mogę zrobić to na co każda Au Pair czeka, czyli ogłosić, że odezwała się pierwsza rodzinka :). Zawsze jakiś krok do przodu.

Samotna matka z dwójką chłopców, 4 i 9 lat, więc wydaje się dobrze. Mieszkają w New Jersey, więc też duży plus, ponieważ blisko NYC! Umówiłem się już na pierwszą rozmowę, niestety jest to 8pm tam, więc u mnie jest to godzina pierwsza w nocy :D Damy rade :)


piątek, 27 kwietnia 2012

My au pair video!


Oto on - mój film. W końcu udało mi się to zrobić. Miejmy nadzieje, że będzie on przepustką do szybkiego znalezienia idealnej rodziny :) Uda mi się, uda, uda! : >>

A tak w ogóle to profil mam już otwarty! : >

niedziela, 15 kwietnia 2012

JEST !

Najlepsza wiadomość dnia, czyli paszport gotowy do odbioruu! Jest coraz bliżej, już zostało tak mało (?) <3
+ ja i moje przedszkolaki :)))

wtorek, 3 kwietnia 2012

Problem number 1.

Witajcie. Jestem coraz bliżej spełnienia swoich marzeń o byciu au pair w USA. Jednak nie wszystko jest tak piękne jak mogłoby się wydawać. Pierwszym problemem z którym muszę się niestety pogodzić, jest DŁUUUGI czas oczekiwania na paszport. Dokumenty złożyłem dopiero 20 marca (wiem, mogłem trochę szybciej), więc do odbioru mam dopiero 20 kwietnia. I tu problem. Szczęśliwy, że mam już wszystko do profilu i że już za kilka dni pewnie będzie otwarcie, a jeszcze kilka dni później pierwszy match, natrafiłem na niespodziankę. Muszę czekać 17 dni na paszport, ponieważ jest on niezbędny do zakończenia procesu aplikacyjnego. Bardzo dużo, bardzoo, tym bardziej, że mój pierwszy termin wylotu określiłem na 11 czerwca.

Dzisiaj odebrałem Międzynarodowe prawo jazdy. Szczerze powiem, że się zdziwiłem, ponieważ jest to zwykła książeczka, której tak naprawdę potwierdzeniem wierzytelności jest  jakaś tam pieczątka urzędu. Nie ma żadnych zabezpieczeń  w postaci kodów, znaków wodnych, ukrytych znaczków czy tego czegoś odblaskowego. Myślę, że jest warta złotówkę, ale przemilczę już to :)

No to przede mną 17 dni na dopracowanie filmiku, zrobienie dodatkowych fot podczas świąt i do dzieła :D

POZDRAWIAM!